Do Berlina miałem stosunek ambiwalentny, zawierający w sobie sprzeczne uczucia - z jednej strony pełna fascynacja, z drugiej głęboka niechęć. Miasto to pierwszy raz odwiedziłem dokładnie rok temu, kiedy to byłem zmuszony jechać do ambasady Birmy, aby złożyć aplikację o wizę do tego kraju. Najbliższa ambasada Birmy znajduje się właśnie w Berlinie. Do Berlina dotarłem po 7-godzinnej podróży samochodem. Myślałem sobie - listopad - cóż mogę zobaczyć o tej porze w mieście, do którego pałałem niechęcią. Okazało się, że listopadowa pogoda nie przeszkodziła mi w obejrzeniu miasta. A ponieważ byłem tam w drugiej połowie tego miesiąca, to już było bardzo świątecznie. Niezwykła, świąteczna atmosfera w domu handlowym Ka-De-We, gdzie kupiłem przepyszne ciasto z bakaliami - to już było na plus dla tego miasta. Cudownie oświetlone i bardzo świątecznie przystrojone ulice miasta - to drugi plus. Potem trafiłem na plac Poczdamski, gdzie we wspaniałej świątecznej atmosferze piłem grzane wino - to następny plus Berlina. Potem w tym samym miejscu zjadłem przepyszne wursty - czyli krojoną kiełbasę w sosie curry. Z pełnym brzuchem wróciłem do hotelu i nie miałem już ochoty iść na umówioną kolację do restauracji. Dodam tylko, że po wurście zjadłem jeszcze karkówkę ze smakowitą smażoną cebulką, która podana była w puszystej bułce. Ach, cóż to była z kolacja... Chyba nie dziwicie się, że nie miałem ochoty na jedzenie w restauracji. Po dobrze przespanej nocy w hotelu, który mieścił się przy Kudammie, w którym zjadłem pyszne śniadanko, udałem się raz jeszcze na spacer po Berlinie, i raz jeszcze zajrzałem do Ka-De-We, aby dokonać ostatnich zakupów przed powrotem do Polski. W domu handlowym Ka-De-We cenię sobie tylko ostatnie piętro - czyli dział spożywczy. Wspaniałe sery, herbaty, ciasta, słodycze i te aneksy restauracyjne wśród stoisk z jedzeniem... najbardziej zachwycił mnie bar z tajskim jedzeniem... ale niestety nie było miejsca, żeby móc usiąść i zjeść, a na dodatek była kolejka oczekujących. To jedzenie, które tam podawano wyglądało tak pysznie, że właśnie wtedy postanowiłem, że do Berlina jeszcze kiedyś wrócę, aby tam zjeść. I tak się stało... Dokładnie po roku od tamtej wizyty wróciłem do tego miasta. Tym razem już nie po wizę, lecz aby to miasto poznać dogłębniej. Dlatego też pobyt zaplanowałem na pięć dni. Zwiedzanie Berlina zacząłem nietypowo, bo od najmniej popularnych jego dzielnic. Potem dopiero obejrzałem wszystkie zabytki, począwszy od katedry Berliner Dom, po Wyspę Muzeów, wieżę telewizyjną Fernsehturm stojąca na wschód od Alexanderplatz. Pojechałem do dzielnicy mody Charlottenburg, potem poszedłem zobaczyć Reichstag, który jest siedzibą niemieckiego parlamentu – Bundestagu, no i bramę Brandenburska, którą notabene widziałem podczas pierwszego mojego pobytu w Belinie. Oczywiście nie obyło się bez wizyty w Ka-De-We i tajskiego jedzenia. Tym razem było miejsce, gdzie wraz z przyjaciółmi zasiedliśmy i zjedliśmy bardzo smaczny posiłek. Polecam!!! Przyznam szczerze, że po drugiej mojej wizycie w Berlinie, mój ambiwalentny stosunek do tego miasta zmienił się na bardzo pozytywny. Na pewno będę tam wracał co najmniej dwa razy do roku - latem i oczywiście jesienią, pod koniec listopada lub na początku grudnia. Wszystkim także polecam, szczególnie wursty w sosie curry!!!
Foto i tekst: Robert Krupiński
KOMENTARZE
Nikt nie skomentował tej treści, bądź pierwszy.
Aby skomentowac treśc musisz byc zalogowany,
zaloguj się lub
załóż konto